12 gru 2013

Rozdział 1: Lodowate oczy.

Witam. ;)
Jak na razie czytelników brak, ale ja to jestem pełna optymizmu i wierzę, że moje dziecko będzie rosło i zgarniało czytelników. Zapewniam się, że każdy nawet krócitki komentarz z opinią o moim pisaniu będzie niezwykle budujący. Lubię krytykę. ^o^ Czas na rozdział pierwszy. Mam nadzieję, że w końcu więcej osóbek zacznie odwiedzać mojego bloga i znajdę jakiś ciekawy sposób na reklame. >.<
Szukam bety, jak ktoś chętny dać znać! I jak ktoś potrafi robić ładne szablony to też się niech odezwie, bo mój ssie. 
Miłej lekturki! 

ROZDZIAŁ NIE SPRAWDZONY. Tyle błędów. Wow. Wow.


                                                            Rozdział 1.

Powoli otworzyłem swoje błękitne oczy. I od razu je zamknąłem, ponieważ jasne, niemal jaskrawe światło mnie oślepiło. Dopiero teraz zaczęły do mnie docierać wszystkie bodźce. Ból, strach i przejmujące... Zimno. I szczerze powiedziawszy to ostatnie zaskoczyło mnie najbardziej, ponieważ nie byłem przyzwyczajony do tego uczucia. Wychowałem się w Krainie w której zimno zwyczajnie nie istniało. Wszyscy żyli w harmonii i spokoju, a słońce rozświetlało piękne pola i łąki. Mój ojciec był władcą tej krainy, a ja sam miałem przejąć po nim tron. Wiodłem spokojne życie do pewnego czasu... Aż skrzywiłem się na samą myśl. I kolejny raz spróbowałem otworzyć oczy no i tym razem mi się to udało. Znajdowałem się w obskurnej klatce, zakrytej jakimś starym kocem. Który okropnie cuchnął, wobec czego zakryłem usta i nos dłonią. Zmieniłem swoją pozycję na bardziej wygodną i syknąłem cicho z bólu, a mój wzrok momentalnie spoczął na mojej łydce. Widać, gdy byłem nieprzytomny oczyścili i wyjęli z mojej nogi strzałe... Co nie zmieniało faktu, że dalej kurewsko bolało. Oparłem się o ściankę klatki i przymknąłem powieki. Musiałem uciec, to było pewne tylko nie wiedziałem zupełnie jak. Zauważyłem także, że klatka poruszała się, a na zewnątrz słyszałem głośne rozmowy i śmiechy. Aż się skrzywiłem nieznacznie. Doskonale wiedziałem, co się ze mną stanie, a tylko mnie to jeszcze bardziej frustrowało! Robiło mi się coraz bardziej słabo, nie miałem zbyt odpornego organizmu i ta sytuacja mnie przytłaczała. Moim ciałem zaczął targać paskudny kaszel, a ja sam znów powoli osunąłem się na dół i straciłem przytomność.
                                                                   ~~~***~~~
-Wstawaj, Królewno. - Obudziłem się w momencie, gdy na moje zmarznięte ciało wylano kubeł lodowatej wody. Od razu zacząłem dygotać i spojrzałem nienawistnie na mojego oprawce. Widać był bardzo z siebie zadowolony, a po chwili odłożył puste wiadro i mało delikatnie złapał mnie za ramię. 
- Puszczaj mnie! - Zaprotestowałem gwałtownie i mocno szarpnąłem swoim ramieniem. Oprych mnie puścił, przez co upadłem na podłogę, boleśnie raniąc się w już poranioną nogę. W moich oczach pojawiły się łzy, wobec czego szybko zamrugałem. Nie miałem zamiaru płakać, posiadałem w sobie zbyt dużo dumy. Płacz uważałem za słabość, a w tym miejscu nie chciałem tego okazywać. Zamiast tego spojrzałem z wyższością na mężczyznę, który na to tylko obleśnie się zaśmiał, znów mnie złapał i zaczął ciągnąć w jakieś miejsce. Ten moment wybrałem sobie, by rozejrzeć się w okół siebie. Znajdowałem się w jakimś bardzo dużym namiocie. Wszędzie było pełno klatek z zamkniętymi zwierzętami, demonami, elfami i różnego rodzaju istotami. Nawet zauważyłem syrenę, co mnie bardzo zdziwiło, zwłaszcza przez to, że były to bardzo rzadkie w spotykaniu stworzenia. No i ciężko je złapać... Każdy z nich miał na twarzy wymalowany ból i rezygnację, a po policzkach niektórych, zwłaszcza tych wrażliwszych ciekły słone łzy. 
- No, Laluniu, nawet nie wiesz jak się na Tobie wzbogacę! Sam nasz Król postanowił Cię wykupić jako prezent urodzinowy dla swojego syna. Na prawdę mi się poszczęściło! - Powiedział trzymający mnie mężczyzna radośnie i brutalnie wepchnął mnie w jakąś karocę. 
- Powodzenia, się więcej nie zobaczymy. - Odparł wesoło i zamknął za mną drzwi. W tym momencie powóz ruszył, a ja syknąłem z bólu, gdy mną szarpnęło, a ja sam obiłem sobie plecy. Otworzyłem szerzej oczy, gdy zobaczyłem mężczyznę i kobietę w powozie. Patrzyli na mnie przyjaźnie co mnie nieco zdziwiło. Spojrzałem na nich nieufnie i skuliłem się w kącie pomieszczenia.
- Spokojnie młody człowieku. Jestem Gabriel, a to jest Marika i mamy za zadanie przygotować Cię do... Służby. Nasz wspaniały Książe obchodzi jutro swoje 22 urodziny, a Ty będziesz prezentem dla Niego... - W tym momencie gwałtownie mu przerwałem.
- Chyba sobie żartujesz! Nie jestem pieprzoną rzeczą, byście mnie mogli komuś darować! - Wyplułem z siebie, obejmując się ramionami. Nie żartowałem. Miałem zamiar uciec przy pierwszej okazji. Cały czas dygotałem z zimna i nie wiedziałem dlaczego tak jest.
- Spokojnie. Niestety nic nie poradzisz na swój los. Zostałeś złapany i teraz już nie posiadasz żadnych praw. I mylisz się, od dzisiaj jesteś rzeczą. Twój przyszły Pan może z Tobą zrobić cokolwiek zechce. Tortury, zabawy, może nawet Cię zabić. Więc radzę Ci, bądź grzeczny o ile chcesz przetrwać. - Powiedział mężczyzna niezwykle spokojnym i obojętnym tonem. Siedząca obok Niego młoda dziewczyna jak dotąt w ogóle się nie odzywała. Ja też przestałem się odzywać, bo zwyczajnie nie widziałem w tym sensu. Po chwili powóz się zatrzymał. Mężczyzna założył mi na nadgarstki ciężkie kajdanki. 
- Pójdziesz teraz z Mariką. Ona przygotuje Cię na spotkanie z Księciem. Przedstawi Ci także Twoje prawa i obowiązki. Powodzenia - Odparł Gabriel, skłonił się i po chwili odszedł. Ochroniarz, otworzył drzwi powozu pociągnął za łańcuch, który przymocowany był do kajdanek na moich nadgarstkach, przez co zmuszony byłem wysiąść z pojazdu. I momentalnie w moich oczach pojawił się strach i przerażenie. Moje bose stopy dotknęły puchatego i lodowatego śniegu, a przede mną widniał olbrzymi zamek, który wyglądał jakby był wykuty z lodu. Zatkało mnie, dosłownie zastygłem z przerażenia. Kraina Wiecznego Lodu prowadziła odwieczną wojnę z moim Królestwem. A o to dzisiaj, znalazłem się przed wejściem do domu ich władcy. Zewsząd otoczony byłem więc wrogami i wiedziałem, że w żaden sposób nie mogę zdradzić swojej tożsamości. Przełknąłem głośno ślinę i dygocząc z zimna podążyłem za ochroniarzem z Mariką u boku. Dziewczyna nadal milczała, jednak szczerze mówiąc zupełnie mi to nie przeszkadzało. Pragnąłem, aby to wszystko okazało się tylko najgorszym koszmarem...

                                                                      ~~~***~~~
Zdziwiłem się tym, że w pałacu było niezwykle ciepło. Nawet wewnątrz wszystko wyglądało, jakby było wykute z lodu i mimo mojej niechęci wzbudziło to we mnie zachwyt. Bądź co bądź, taki widok moje oczy widziały po raz pierwszy. Delikatnie kukćtykałem, ponieważ noga dalej mnie bolała, a stopy miałam przemarznięte. Nie miałem już sił, więc moje kroki z każdą chwilą robiły się coraz bardziej ociężałe, ale rosły ochroniaż nie zważał na to i nadal w tym samym tempie ciągnął mnie za łańcuch. Czułem się jak pies i miałem wszystkiego dość... Wprowadzili mnie do wielkiego pomieszczenia, którego drzwi pilnowało dwóch ochroniaży. Ten, który mnie prowadził zdjął ze mnie kajdany i zamknął drzwi. Prócz mnie była tu Marika i jakieś kobiety - zapewne służki. Na środku pomieszczenia znajdowała się ogromna balia z parującą i ładnie pachnącą wodą.
- Nasz Książe nienawidzi nie porządku i brudu. Wobec czego na sam poczętek Cię wykąpiemy. - Marika cicho i po raz pierwszy się odezwała. Skrzywiłem się nieco, gdy kobiety podeszły do mnie i zaczęły mnie rozbierać. Nie miałem sił, by protestować, wobec czego poddałem się tym, co mi robiły. Gdy już mnie rozebrały, kazały mi wejść do wody, gdzie dokładnie wyszorowały całe moje obolałe ciało. Które z każdą mijającą chwilą nabierało temperatury i już nie byłem taki siny. Następnie nasmarowały mnie jakimiś olejkami, zatuszowały siniaki i opatrzyły starannie moją ranę. Czułem się upodlony, jednak ta kąpiel przyniosła mi lekką ulgę. Mimo, że bałem się tego co nastąpi. Nie widziałem żadneg wyjścia z tej sytuacji, ani jakiejkolwiek możliwości ucieczki. Chciało mi się płakać, jednak na łzy sobie pozwolić nie mogłem. Przestałem się odzywać, jednak nie poddałem się. Miałem zamiar wykorzystać pierwszą nadażającą się okazję do ucieczki. Nie ważne czy to będzie za kilka dni, miesięcy, lat... Wiedziałem, że muszę przetrwać wszystko, co mnie czeka. I musiałem być silny. Służki ubrały mnie w lniane, ciepłe spodnie przylegające do ciała i długą tunikę wiązaną na szyi, która mi sięgała  połowy ud. Wszystko było w kolorze ciemnego granatu z żółtymi wstawkami. Czułem się dziwnie, bowiem kobiety były przywdziane podobnie. W tym momencie Marika znów zaczęła mówić, nieco beznamiętnym tonem. Widocznie tą kwestie nie pierwszy raz wypowiadała...
-Twoim zadaniem jest służyć Księciu we dnie i w nocy. Masz być na każde skinienie Jego i spełniać każde, nawet najbardziej nie pasujące Ci życzenie. Twoim obowiązkiem jest odnosić się do Jego Wysokości z szacunkiem. Za złe odnoszenie, sprzeciwianie się lub zdanie niezgodne ze zdaniem Księcia możesz zostać ukarany chłostą, pobytem w lochach lub nawet śmiercią. Od jutra należysz do Księcia i on ma do Ciebie wszelkie prawa. Ty - nie masz żadnych. Jakieś pytania? - Zapytała i spojrzała na mnie. Pokręciłem tylko głową, zaciskając zęby a w środku mnie wszystko się gotowało. 
- W takim razie chodź za mną. - Powiedziała ponownie i wyprowadziła mnie z łaźni. Już bez sprzeciwu podążyłem za nią - wiedziałem, że w tym momencie jakikolwiek sprzeciw nie przyniesie rezultatów. Musiałem być cierpliwy i czekać na odpowiedni czas. Przeszliśmy dość spory kawałek mijając wiele komnat. Lodowy Pałac był na prawdę ogromny i tak właściwie to mnie przytłaczał. Był obskurny i jakiś taki... Zimny. Zupełne przeciwieństwo mojego pałacu. Tyle dobrze, że było tutaj ciepło, bo nie wiem czy by mój organizm był w stanie przyzwyczaić się do przejmującego zimna. Marika zaprowadziła mnie do wielkiej komnaty. Na samym środku znajdowało się wielkie łoże z baldachimem, z lewej strony było wejście na balkon i duża szafa, a z drugiej kolejne drzwi - zapewne prowadzące do łazienki. Marika powiedziała, że mam tutaj zaczekać na swojego nowego Pana, który dopiero jutro z samego rana zjawi się w pałacu. I wyszła zamykając za sobą drzwi. I stanowczo zabroniła mi spać na łóżku. Od razu, lekko kulejąc zacząłem chodzić po pomieszczeniu, próbując otworzyć drzwi balkonowe.I udało mi się to. Jednak zaraz je zamknąłem, gdy do pomieszczenia nawiało okropnie zimne powietrze, a ja już to zimno znienawidziłem. Zdążyłem zauważyć, że to nie będzie dobra droga ucieczki, bowiem balkon był na prawdę wysoko. Rozejrzałem się znów po pomieszczeniu i z ledwością powstrzymałem się chęć rozpierdolenia czegokolwiek. W końcu wielki "KSIĄŻE" nienawidzi nieporządku. Prychnąłem cicho i mając totalnie gdzieś słowa dziewczyny rozwaliłem się na łóżku. Cóż... Chciałem korzystać z ostatnich chwil swawolki. Nawet nie zauważyłem kiedy moje powieki opadły, a ja sam pogrążyłem się w ciemności opadając powoli w Krainę Morfeusza.
               
                                                                  ~~~***~~~
Będąc na granicy jawy i snu zacząłem odczuwać dziwny niepokój. Coś jakby... Intuicja przed czychającym niebezpieczeństwem. A mimo wszystko nie chciałem się budzić do końca, ponieważ doskonale zdawałem sobie sprawę z tego jaka jest moja sytuacja. Sen był więc dla mnie idealny, w nim nadal żyłem sobie w mojej Krainie i nie przejmowałem się niczym... W końcu jednak musiałem otworzyć oczy. I momentalnie pojawiło się w nich przerażenie. W odległości mniej więcej 15 centymentrów od mojej twarzy zobaczyłem wpatrujące się we mnie, szare, niemal białe ślepia. Jednak nie to wystraszyło mnie najbardziej, a sam fakt jakie emocje się w nich odbijały. Albo raczej ich brak. Beznamiętność i przejmująca pustka - właśnie to w nich zobaczyłem. Te oczy były lodowate. Zimne, jak cała ta Kraina. A ja, chciałem zapaść się sam w sobie...


__________________________

Rozdzial krótki, jednak wraz z przybywającymi (mam nadzieję) czytelnikami będę pisała coraz więcej.
Proszę o komentarze i opinie!!! ;) 



Raicho vell Sebastian.







2 gru 2013

Przedmowa + Prolog.

Witam wszystkich serdecznie.
Na początek kilka słów ode mnie, czyli autorki. Jestem sobie szaloną fanką związków gejowskich i wręcz kocham się w opowiadaniach homoseksualnych i homoerotycznych. Próbowałam kiedyś prowadzić bloga, jednak mój zapał szybko się kończył - pomimo pozytywnych komentarzy które dostawałam. Teraz jednak potrzebuję wylać swoją wenę - pomysł na to opowiadanie wszedł w moją głowę już dawno temu i mam plan na najbliższe 30 rozdziałów. Wobec tego gdzieś tyle będzie sobie liczyło. Na tym blogu będe prowadziła różnorakie opowiadania z tą właśnie tematyką, wobec czego jeśli tego nie lubisz, obrzydza Cię to od razu możesz wyłączyć tę stronę. Poszukuję bety, więc jeśli ktoś jest zainteresowany pisać na gadu (25559620) na ten numer można także pisać, jeśl ktoś chce być powiadamiany o nowych notkach. Wygląd bloga również pozostawia wiele do życzenia, ale nie mam w tym jakiś wielkich zdolności.



                                                            Prolog.


Tego dnia młody książę postanowił wybrać się na spacer. Przemierzał spokojnym krokiem las, którego ścieżki znał dosłownie na pamięć. Słońce przyjemnie grzało, jak każdego dnia, a leśne zwierzęta niemal jadły mu z rąk. Zapuszczał się coraz głębiej w las, zupełnie nie świadom czyhającego na niego niebezpieczeństwa. Zauważył to, gdy było już za późno. Strzała mignęła bardzo blisko jego ramienia, a zza drzew zaczęła wyłaniać się chmara obskurnych i rosłych mężczyzn.
- Patrzcie jaka laleczka! - Krzyknął radośnie jeden z nich i aż zatarł z radości dłonie, bowiem widział w tym chłopaku spory zarobek. Młody mężczyzna zadziałał instynktownie jak zwierzęta - od razu puścił się biegiem chcąc uciec jak najdalej. W myślach przeklinał swój los, który pierwszy raz nie był po jego stronie. Jako, że był drobnej postury łatwo przychodziło mu przemykanie między drzewami. Jednak wrogów było zbyt wielu. Po chwili coraz więcej strzał zaczęło lecieć ku niemu. Jedna ugodziła go w łydkę, więc z głośnym krzykiem bólu upadł na ziemię. Momentalnie wokół chłopaka zebrali się łowcy. Jeden z nich, chwycił go mało delikatnie za podbródek i uniósł do pozycji stojącej. 
- No, no... Dostanę za Ciebie sporo złota. Taka uroda jest rzadko spotykana... - Po tych słowach obrzydliwie się zaśmiał, jakby opowiedział jakiś zabawny żart. Jego towarzysze mu zawtórowali.
- Pierdol się. - Odwarknął się młodzieniec i splunął oprychowi w twarz. Na co ten mocno go spoliczkował. 
- Spokojnie, uszkodzony będzie mniej warty... - Mruknął jeden z łowców do swojego szefa, a po chwili zgarnęli szarpiącego się i wyklinającego chłopaka i zamknęli w klatce. Niezbyt przejęli się jego ranami, dlatego też powoli, z nadmiernego wysiłku i utraty krwi stracił przytomność i ogarnęła go ciemność.















Króciutki wstęp. Rozdział pierwszy pojawi się już wkrótce, a z czasem pojawią się opisy głównych bohaterów. Muszę ogarnąć bloggera. Love Ya.